W 2050 roku w miastach mamy jeździć wyłącznie samochodami, które napędzane będą silnikami wymontowanymi z mikserów, robotów kuchannych, a w najlepszym razie z odkurzaczy, zaś w trasy powyżej 300 kilometrów wyruszać jedynie pociągami.
W chwili, w której u naszych zachodnich sąsiadów nazwisko Schmidt będzie budzić powszechne zdziwienie, a Polska doszlusuje do obecnego poziou cywilizacyjnego Niemiec, ja będę odchodzącym na emeryturę impotentem. Nie martwi mnie to jednak, gdyż przyglądając się dziś krajowi leżącemu nad Renem można zakładać, że w momencie, gdy skończę swoją karierę zawodową nastąpi chwila, w której w końcu będzie mnie stać na sportowy, niewygodny i ciasny samochód. Nareszcie po latach wyrzeczeń: kupowania aut z dużym bagażnikiem i przepastnym wnętrzem oraz silnikiem diesla, będę mógł oznajmić wszystkim, że moje życie dobiega końca i kompletnie nie ma dla mnie znaczenia to, gdzie w 2090 roku będą mieszkać Holendrzy, gdy wszystkie lodowce świata spłyną do oceanów.
Niestety, po przeczytaniu tego artykułu: Plan na 2050 r. Miasta bez spalin, wiem już, że nasz świat, który przecież kręci się dookoła samochodów i ropy naftowej, ma zniknąć. Wyjątkowo nieliczni czytelnicy FinalGear, apeluję: "Wąchajmy z lubością benzynę bezołowiową w czasie tankowania. Wdychajmy sadzę wylatującą z rury wydechowej Ikarusa. Szukajmy zapachu wiosny, gdy w deszczowy dzień, minie nas dwusów wyprodukowany w NRD. Wsłuchujmy się nie tylko w dwunasto i ośmiocylindrowce, ale nawet w rachityczne, małe i uwłaczające godności odgłosy pracujących czterech tłoków. Trujmy się tlenkami węgla, siarki i azotu" Ani się obejrzymy, a już ich nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz